3 października br. klasy licealne naszej szkoły udały się do Domu Kultury na film pt. Miasto 44 reżyserii Jana Komasy. Jest to opowieść o młodych, pełnych życia i namiętności warszawiakach. Głównych bohaterów filmu poznajemy na krótko przed wybuchem powstania. Konspiracja to dla nich nie tylko patriotyczny obowiązek, ale i młodzieńcza przygoda. Przez plan filmu przewinęło się ponad 3 000 statystów. Do zainscenizowania zniszczonego miasta użyto 5 000 ton gruzu. Obsada została wybrana w serii ogólnopolskich castingów, w których wzięło udział ponad 7 000 osób. Film ten budzi skrajne emocje oraz skrajnie różne opinie.
Film Miasto 44 wzbudził we mnie ogromne emocje, poruszył mnie i dał wiele do myślenia. Dostarczył mi wielu niezapomnianych wrażeń oraz pomógł pogłębić wiedzę na temat powstania warszawskiego i ogólnie II wojny światowej. Opowiadana historia pochłania bez reszty i pozwala się wczuć w role młodych Polaków walczących o wolność i przyszłość. Na uwagę zasługuje także ścieżka dźwiękowa, według mnie jest doskonała. Piosenki, np. Dziwny jest ten świat Czesława Niemena oraz Miłość ci wszystko wybaczy Hanki Ordonówny, poruszają i chwytają za serce.
Wydaje mi się, że film ten powinni obejrzeć głównie ludzie młodzi. Sceny mocne takie jak: deszcz kawałków ciał i stosy pomordowanych w szpitalu pod koniec filmu w szokujący sposób uświadamiają nam, że wojna jest ogromną tragedią. Film wyzwala różne emocje dzięki świetnej grze aktorskiej.
Efekty specjalne są doskonałe technicznie. Ale właśnie na te efekty spadła fala krytyki. Wielu recenzentów twierdzi, że w filmie wojennym nie powinno być scen nierealistycznych. Uważam jednak, że reżyser, używając efektów specjalnych, chciał pokazać w sposób współczesny historię Polski, a nie bezcześcić pamięci bohaterów i tych, którzy walczyli w powstaniu. Sama, oglądając film, rozumiałam każdą scenę i domyślałam się, co reżyser chciał nam w danym momencie przekazać.
Jestem pod wrażeniem obejrzanego filmu i szczerze dziękuję jego twórcom. Polecam wszystkim!
Michalina Toczek, kl. II h-g
“Miasto 44”, projekt, który Jan Komasa, reżyser głośnej “Sali samobójców”, próbował zrealizować przez 8 lat, ujrzał wreszcie światło dzienne. Film był szumnie zapowiadany, zbierał też dość pozytywne recenzje, udałem się więc na seans, licząc, że wreszcie młodemu reżyserowi udało się zrealizować dobry, polski film o wojnie. Przeliczyłem się jednak.
Z początku wrażenia były dobre. Ukazanie Warszawy i głównych bohaterów historii tuż przed wybuchem buntu było nakręcone zupełnie poprawne. Uznanie budziły też scenografia oraz kostiumy. Niecierpliwiłem się jednak do właściwego tematu filmu, czyli samego Powstania. I tutaj spotkało mnie mocne rozczarowanie. Powstanie Warszawskie okazało się jedynie tłem dla historii młodych jego uczestników oraz ich trójkąta miłosnego. Zaznaczmy, historii do bólu sztampowej, napisanej bez polotu i zwyczajnie nieciekawej, mało tego – ocierającej się miejscami niemal o pastisz, swoją własną parodię. Wplecenie w film muzyki dubstepowej było moim zdaniem wielkim błędem. Konwencja teledyskowa mogła się sprawdzać w “Sali samobójców”, lecz nie w filmie historycznym. W dodatku
efekty specjalne (bardzo dobre, jak na nasze polskie warunki) wykorzystano nieumiejętnie, realizując sceny wybitnie niepasujące do konwencji (jak na przykład pocałunek wśród latających po paraboli kul). Na plus można reżyserowi zaliczyć tylko ukazanie z bolesną dosłownością ogromu zniszczeń i okrucieństwa, jakie stały się udziałem Warszawiaków. Chociaż i ta dosłowność nie każdemu wyda się zaletą.
No dobrze, ale dajmy na chwilę sposób reżyserowi. Poza tym nieszczęsnym wtrąceniem dubstepu, podobała mi się w filmie muzyka. Nie mogę tego jednak powiedzieć o aktorstwie. Według mnie było sztuczne i manieryczne. Ponownie jednak, nie sądzę, by było to winą młodych aktorów, lecz reżysera, bo jakoś w polskim kinie, gdy akcja dzieje się w jakiejś dalszej przeszłości, zawsze aktorstwo jest zmanierowane. Albo to tylko moje zdanie.
Tak czy inaczej, uważam, że film ten jest rozczarowaniem. Miał szanse być filmem naprawdę dobrym. Spore fundusze od sponsorów, dobre efekty specjalne, świeża krew aktorska. O swoje rozczarowanie obwiniam reżysera. Zarówno za słaby scenariusz, jak i za realizację nieadekwatną do tematyki. Czy warto więc wybrać się na “Miasto 44” do kina? Cóż, mimo wszystko warto. To film, który powinno się zobaczyć, jednak – może po raz pierwszy w polskiej kinematografii – tylko i li dla efektów specjalnych, by ujrzeć niszczoną walkami Warszawę. Sama fabuła nie wzruszy widza tak, jak prawdziwa historia, będąca jej tłem.
Wojciech Kubicki, 3h