„Moi drodzy, czas ucieka

                                       Trzeba w ręce chwycić czas

                                                                            I budować dla człowieka,

                                              Żeby wnuk pochwalił nas;”

                                                                                                       (K. I. Gałczyński)

 

 

Wiem, co chcę ocalić! I nie banał to ni slogan. Ocalić chcę tę małą cząstkę ludzkiej życzliwości. Życzliwości osoby, która była niezwykła w swej prostocie pracując i zupełnie zwykła w codziennym obcowaniu z ludźmi, zupełnie zwykła w posłannictwie, które niosła w sobie.

„Cząstka pracy wykonana

i znów cząstka, i znów cząstka’

i znów noc, i znów od rana

do cząstki dodana cząstka.”

(K. I. Gałczyński)

 

Ocalić chcę od niepamięci blask oczu i uśmiech na twarzy pani profesor Marii Dudek – nauczycielki wuefu w LO w Kętach, wychowawczyni wielu pokoleń uczniów, kobiety  z pasją, żony i matki, która łączy w sobie pokorę i dumę, niezwykłą odwagę i wrażliwość. Zawsze pamiętała, że powaga tych, którzy uczą, nigdy nie powinna być przeszkodą dla tych, którzy chcą się uczyć.

Lubiłam lekcje „profesorki”(tak ją nazywaliśmy).Czułam się sprawna, odporna i zdrowa. Lekcje wychowania  fizycznego kształtowały moją uczniowską wolę, emocje, postawę moralną, doskonaliły sprawność umysłową i poczucie estetyki. Pani Maria była bacznym obserwatorem, osobą niezwykle kontaktową, lubianą, mądrą i prostolinijną. Potrafiła odgadywać nasze marzenia, nawet te najbardziej skrywane. Wielu z nas pomogła w wyborze drogi życiowej, walczyła z naszymi słabościami. Małoambitnym wskazywała drogę rozwoju, dodawała odwagi w wyborze studiów. Uczyła zdrowej rywalizacji, uczciwości w podejściu do życia i bliźniego.

 

„Może nas nigdy nie było,

może nas wcale nie ma.

Jest tylko wielka miłość

i chleb, noc, szeroka ziemia.”

(E. Szymański)

Pani Maria Dudek przybyła do Kęt wraz ze swoim mężem, kęczaninem, absolwentem LO, także nauczycielem wuefu, p. Marianem Dudkiem w 1962 roku. Oboje byli absolwentami wyższych uczelni wychowania fizycznego. Pani Maria ukończyła warszawską AWF i PIPS (Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej),a mąż  Marian krakowską WSWF. Państwo Dudkowie przybyli do Kęt z Buska-Zdroju, gdzie pracowali od ukończenia studiów w Zakładzie Leczniczo-Wychowawczym aż do 1962 r. Mieli już dwoje dzieci i dużo zapału do pracy. Przejmowali schedę po profesorze Edwardzie Wierzbickim. Przez rok uzupełniali etaty w szkołach podstawowych. Pan Marian w SP2 bawił się z uczniami w lekkoatletyczny czwórbój, a zimą urządzał lodowisko dla przygotowania zawodów hokejowych zwanych „złotym krążkiem”. Udało się mu nawet osiągnąć sukces, zajął IV miejsce w zawodach centralnych w Toruniu. Osiągnięcie było tym większe, że pokonał zespoły uczniowskie, które trenowały hokej na sztucznych lodowiskach, a on zdobywał sprawność hokeisty z uczniami na szklonym podwórku między barakiem a hałdą węgla. Ten wyczyn potwierdza powiedzenie „Chcieć to móc”. Państwo Dudkowie w swojej pracy zawodowej w LO postawili na lekkoatletykę, w związku z przeprowadzanym rok rocznie „Memoriałem im. prof. Wierzbickiego”. Upowszechniali także gry zespołowe siatkówkę i koszykówkę. Pan prof. Marian Dudek zajmował się sekcjami sportowymi głównie w porozumieniu z Klubem T.S. „Hejnał”. Program nauczania dawał możliwości wyboru wuefistom, ponieważ stawiano na bazę, była nią sala gimnastyczna w LP, potem w nowym budynku LO i stadion Towarzystwa Sportowego „Hejnał”. Czasem dostosowywali program nauczania do potrzeb wybitnie uzdolnionych uczniów, którzy byli już mistrzami szkół podstawowych. Pan prof. Marian Dudek za swoją pracę LO, a później w Technikum Elektryczno-Mechanicznym i wyniki sportowe uczniów, został odznaczony licznymi medalami, krzyżami zasługi i odznakami. Posiada w swoich zbiorach, pieczołowicie przechowywanych przez żonę, między innymi: Złoty Krzyż Zasługi, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i wiele innych odznaczeń resortowych i związkowych. W 2002 roku otrzymał także Honorową Odznakę Towarzystwa Sportowego „Hejnał” jako wyraz uznania za wybitną działalność na rzecz sportu. Pani Maria do swoich dyplomów i odznaczeń nie przywiązuje wagi, chociaż posiada  Złoty Krzyż Zasługi  przyznany uchwałą Rady Państwa za wieloletnią nienaganną pracę pedagogiczną. Posiada także odznaki Zasłużonego Opiekuna Koła PCK, wszystkie trzy: brązową, srebrną i złotą. Najbardziej ceni sobie tę najskromniejszą odznakę z 1978 r.przyznaną przez Zarząd Wojewódzki Polskiego Czerwonego Krzyża, którą otrzymała w dowód uznania za ofiarną pracę społeczną-szerzenie idei czerwonokrzyskich wśród młodzieży. (Tych odznak przyznano niewiele, więc dlatego są takie cenne.)

Pani Maria marzyła od zawsze o zawodzie lekarza i pewnie byłaby zrealizowała swoją pasję, gdyby nie różne, czasem dziwne zbiegi okoliczności. Pewnie dlatego chętnie zajęła się szkoleniem Drużyn Sanitarnych w ramach PCK, którego była opiekunką w LO. Brała ze swoimi uczniami udział w licznych zawodach, osiągała sukcesy zajmując bardzo często I miejsca. Nigdy nie odmawiała wyjazdu z młodzieżą na trzy lub czterodniowe wycieczki szkolne. Układała szkolny podział godzin. Organizowała i prowadziła podczas wakacji obozy wędrowne, podczas których młodzież poznawała atrakcyjne regiony Polski, uczyła się historii narodu i miłości do ziemi ojczystej.

„Ta dawność jej w głębokich warstwach…

Czasem pośrodku drogi stanę:

może nieznanych pieśni garstka

w skrzyni żelazem nabijanej,”

(…)                         (W. Szymborska)

 

Jak to było możliwe, że będąc matką trzech synów, pracując na gospodarstwie rolnym teściów, ucząc, prowadząc zajęcia dodatkowe była tak nieprawdopodobnie dyspozycyjna?

„Miałam wspaniałą teściową, to ona mi pomagała, wyręczała z obowiązków domowych, zajmowała się dziećmi”- odpowiada z rozbrajającym uśmiechem pani profesor. I tu nie sprawdza się powiedzenie: „Obyś cudze dzieci uczył”. Uczyła cudze, ale nigdy nie zaniedbywała własnych. Synowie są jej dumą i chlubą, ogromnym sukcesem pedagogicznym. Wszyscy synowie są absolwentami LO im. St. Wyspiańskiego w Kętach. Krzysztof-geolog, pracownik naukowy AGH; Rafał-lekarz nefrolog, ordynator kliniki w Los Angeles; Tadeusz-stomatolog. W rodzinie Państwa Dudków sprawdziło się powiedzenie, że ze wszystkich nauk medycyna jest najszlachetniejsza.

„Z pracy codziennej, szarej

rąk, co się trudu nie zlękną,

wyrasta rzecz i bez miary:

radość i piękno.”

(E. Szymański)

  1. Balzak powiedział: „Najpiękniejsze są oczy kobiety, kiedy otrzymuje prezent”. Nie ma lepszego prezentu dla matki, jak fantastyczne dzieci, które są jej chlubą, a dla nauczyciela –chlubni wychowankowie. Oczy pani profesor są ogromne i błyszczące, kiedy opowiada o synach. Twarz pani profesor jaśnieje niezwykłym blaskiem, gdy przytacza anegdoty z życia swoich uczniów. Na ustach pojawia się dobrotliwy, szczery uśmiech. Z dumą mówi o uczniach – kontynuatorach, którzy ukończyli wyższe studia z wychowania fizycznego (doliczyła się ich piętnastu), a ile było nauczycielek wuefu po SN-ach , tego nie umie zliczyć.

Cieszę się, że ocaliłam blask oczu i uśmiech na twarzy pani profesor Marii Dudkowej od niepamięci, bo jestem jej niewypowiedzianie wdzięczna za to, że pozwoliła mi kiedyś, dawno temu, uwierzyć w siebie i poczuć się piękną.

„I tylko po nas zostanie

coś, co wciąż w życiu powraca:

wielkie, największe kochanie

i prosta, najprostsza praca”.

 

 

Maria Kubiczek  (Żelaźnicka)

z rocznika 1964-1968