„Większość była za powstaniem. Przecież ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie.” – Marek Edelman
Dziś obchodzimy 81 rocznicę powstania w getcie warszawskim. Upamiętnimy ją rozdaniem papierowych żonkili, które następnie zaangażowani w akcję będą nosić na piersi. Żonkile są symbolem pamięci i nadziei, związane są także z postacią Marka Edelmana – ostatniego dowódcy ŻOB-u, który w każdą rocznicę powstania otrzymywał żonkile od anonimowej osoby. On sam 19 kwietnia składał żółte kwiaty pod pomnikiem Bohaterów Getta.
Jesienią 1940 roku w powstałym getcie uwięziono ponad 400 tys. Żydów – polskich obywateli, dziesiątki tysięcy z nich zginęło przez wszechobecny głód, a makabryczne warunki sanitarne potęgowały rozprzestrzenianie się tyfusu, który szybko przybrał postać epidemii. Latem 1942 roku naziści rozpoczęli akcję deportacji 300 tys. Polaków do obozu zagłady w Treblince. Na terenie getta pozostało zaledwie kilkadziesiąt tysięcy Żydów. 19 kwietnia 1943 roku odziały niemieckie, wspierane przez czołgi i wozy pancerne, wtargnęły na teren getta z myślą o jego całkowitej likwidacji.
Tego właśnie dnia wybuchło zbrojne powstanie w getcie warszawskim, które zakończyło się 15 maja tego samego roku. Do akcji przystąpiło 500 członków ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej) pod dowództwem Mordechaja Anielewicza oraz 250 bojowców ŻZW (Żydowskiego Związku Wojskowego). Powstańcy zdawali sobie sprawę, że nie mają szans na wygranie z zorganizowanym i świetnie uzbrojonym okupantem. Brakowało im broni i przeszkolonych ludzi. Ich celem nie było zwycięstwo, a godna śmierć i zadanie jak największych strat nazistowskim żołnierzom.
Walki toczyły się przez kilka pierwszych dni. Dowództwo nad ŻOB-em przejął Marek Edelman. Ponieważ Niemcy systematycznie podpalali budynki, ludność cywilna wraz z partyzantami zmuszona była zejść do piwnic i bunkrów. Stamtąd organizowano nocne wypady i ataki na niemieckie patrole. Upór cywilów zaskoczył i rozwścieczył napastnika. Naziści podpalali dom za domem, do bunkrów wrzucali świece dymne. Ludzie dusili się w schronieniach, popełniali samobójstwa, by tylko nie trafić w ręce okupanta, ginęli pod gruzami walących się budynków lub osaczeni wyskakiwali z palących się kamienic wprost na ulicę, gdzie czekali Niemcy.
Kilkudziesięciu powstańcom udało się uciec przez podziemne kanały i tunele. Większość z nich zginęła później z powodu denuncjacji (donosu), walk partyzanckich, nieliczni wzięli później udział w powstaniu warszawskim.
Opracowała Oliwia Kawczak z kl. 3d