19 lutego 2014r. uczniowie z klas Ihg, IIh, Im, IIp oraz IIm wraz z opiekunami: p. Jolantą Szlachetko, p. Anną Zielonką i p. Magdaleną Olejarz udali się do Krakowa w celu obejrzenia spektaklu teatralnego pt. Wesele w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. Zanim jednak nadszedł czas rozpoczęcia przedstawienia, grupa udała się na spacer malowniczymi uliczkami miasta, rozświetlonymi tajemniczym blaskiem pobliskich latarni.

 

Widowisko rozpoczęło się punktualnie o 19.00. Już na samym początku  niedoświadczonego widza mogła zaskoczyć bliskość aktora, tak wyraźna i rzeczywista, że miało się wrażenie pełnego współgrania i uczestniczenia w sztuce. Pierwszy akt Wesela, podobnie jak pierwowzór Wyspiańskiego, składał się z licznych, krótkich scen, w których pojawiała się dwójka lub trójka bohaterów prowadzących towarzyskie rozmowy, flirtujących, dyskutujących o problemach społecznych i politycznych. To wszystko przeplatane muzyką disco nabierało jasności dla zwykłego, przeciętnego odbiorcy. Ponadto odbiór wspomagała mistrzowska gra aktorów, w pełni ukazana pod koniec I aktu i w całym II. Najpierw zaprezentował ją duet Racheli i Poety, granych przez Ewę Porębską i Krzysztofa Kwiatkowskiego, którzy wprowadzili widza w świat tajemniczej prawdy. Wzniosła postawa Czepca ( Krzysztof Pluskota ) bardzo wyraźnie podkreśliła mentalność chłopską, przerysowaną upojeniem alkoholowym. Natomiast Gospodarz ( Wojciech Skibiński) pokazał podejście inteligencji do spraw ważnych, diametralnie zmienione pod wpływem rozmowy z legendarnym Kozakiem-wróżbitą Wernyhorą. Spokój emanujący z  Gospodyni ( w tej roli Beata Rybotycka ) i bierna postawa Dziennikarza ( Michał Meyer ) stały się natomiast wyznacznikiem względnej równowagi. Seria odwiedzin nieistniejących postaci i nierealnych duchów zaburzyła ład i porządek wesela dla Panny Młodej ( Agata Myśliwiec ) i Pana Młodego ( Robert Koszucki ). Klamrą spektaklu stał się występ Jaśka, granego przez Marcina Zacharzewskiego, przy udziale energicznej muzyki i niezwykłych efektów specjalnych. Niesamowici muzycy: Piotr Grząślewicz   i Marcin Hilarowicz oraz scenograf Maciej Rybicki nie tylko świetnie wprowadzili widza w skupienie, lecz także zdołali  utrzymać w zachwycie nad perfekcyjnością wykonania.

Występ zakończyły owacje publiczności na stojąco, co jednoznacznie pokazało jej stosunek do przedstawionej sztuki.

Małgorzata Sztafińska, Ihg

 

 

We współczesnym teatrze istnieje tendencja do uwspółcześniania klasycznych sztuk. Teoretycznie nie powinno to dziwić. To, że sztuka jest klasyczna, znaczy jednocześnie, że wystawiana była już wiele razy, więc reżyser musi wysilić się, żeby jego interpretacja była oryginalna. Poza tym, współczesna technika daje też wiele nowych możliwości, wprowadza do spektakli elementy, o których kiedyś można było co najwyżej pomarzyć. Krzysztof Jasiński, reżyser Wesela wystawianego w teatrze Scena STU, śmiało z nowinek technicznych korzysta, przedstawiając nowoczesną interpretację dramatu Wyspiańskiego.

Uwspółcześnienie przebiega jednak w sposób, którego chyba najbardziej nie lubię.

Z jednej strony mamy oryginalny tekst, z gwarowymi zaciągnięciami, i stroje przypominające te z epoki, a z drugiej podkład muzyczny – to już nie chłopskie przyśpiewki, lecz disco polo. No zdecydujmy się, panie reżyserze, albo “be” albo “me”.

Ruch sceniczny, wykorzystując zalety kameralnej sceny, jaką dysponuje teatr, jest przemyślany i interesujący, to trzeba przyznać. Nie podobało mi się, że aktorzy prawie co drugą kwestię wymawiali, śpiewając, lecz to jeszcze jestem w stanie zrozumieć jako zamysł artystyczny. Natomiast sposób przedstawienia postaci fantastycznych z drugiego i trzeciego aktu dramatu to, moim zdaniem, prawdziwy strzał w piętę. Dialogi, w których w sposób najpełniejszy poczuć można napięcie, narastające między aktorami i w które naprawdę można “wsiąknąć”, reżyser przedstawił  z użyciem nowinek technologicznych, co – według mnie – zaowocowało przerostem formy nad treścią. Gdy przed oczami Panny Młodej pojawia się duch jej zmarłego narzeczonego, nie jest on odgrywany przez aktora na scenie, lecz został przedstawiony przez wyświetlony na ścianie ruchomy obraz, zaś jego kwestie dobiegały  z głośników, zniekształcone na syntezatorze. Tworzyło to bardzo filmowy, przejmujący efekt, ale… no właśnie, w teatrze nie chodzi     o efekciarstwo, lecz o prawdziwe emocje. A tych Agata Myśliwiec, odtwórczyni roli Panny Młodej, nie mogła oddać w pełni, będąc pozbawioną partnera scenicznego. Inna sprawa, że cała jej gra aktorska też niespecjalnie mi się podobała.

Co do pozostałych aktorów, to jak zawsze – byli i lepsi i gorsi. Robert Koszucki jako Pan Młody był moim zdaniem sztuczny, za to Marcin Zacharzewski jako Jasiek był znakomity i to pomimo faktu, że reżyser mocno utrudnił jego rolę swoją wizją (o czym jeszcze później). Byli też aktorzy, jak na przykład Krzysztof Pluskota, wcielający się w rolę Czepca, którzy przekonali mnie do swojej interpretacji, mimo że moje wyobrażenie o ich postaciach było zgoła inne. Ogólnie jednak na obsadę nie mogę narzekać. Całościowo sprawiła się raczej dobrze.

Niewiele jest do napisania o scenografii, która była raczej skromna. Niemal cała dekoracja to wyświetlane na ścianach obrazy. Lecz tutaj znów musze przyczepić się do wizji reżysera. O ile nienachalne cienie poruszające się za oknami nawet mi się podobały, o tyle dyskotekowe światła i podkład muzyczny w stylu dubstepu, które towarzyszyły ostatniej scenie, to już dla mnie za wiele. Do tego nie podobało mi się przerzucanie kwestii czterech postaci na jedną. Rozumiem, ograniczona liczba aktorów, ale z tych kilku scen można było zwyczajnie zrezygnować.

Na zakończenie, z całą pewnością mogę powiedzieć, że spektakl prezentował styl sceniczny, który mnie się nie podoba. Ponieważ jednak zupełnie nie zostałem przekonany do wizji reżysera, a i opinie, jakie słyszałem po spektaklu, także były najwyżej średnie, to chociaż można zarzucić mi stronniczość i brak obiektywizmu, nie mogę wystawić oceny wyższej niż 5/10.

A na podsumowanie najlepiej nadają się właśnie słowa: przerost formy nad treścią.

Wojciech Kubicki, IIh