Uczennica klasy III a naszego gimnazjum, Weronika Dwornik, uczestnicząc w konkursie stypendialnym Camp Rising Sun, została zakwalifikowana jako jedna z dwóch osób z Polski do siedmiotygodniowego pobytu na obozie w Stanach Zjednoczonych. Obóz ten jest niezmiernie prestiżowym spotkaniem osób posiadających, zdaniem fundacji, osobowość pozwalającą w przyszłości wpływać na obraz świata. W długiej już historii Camp Rising Sun w zajęciach, na które zaproszono Weronikę, uczestniczyło wielu wybitnych ludzi, w tym laureatów Oskara czy Nagrody Pulitzera. Obecność w tym gronie naszej uczennicy świadczy o jej ogromnym potencjale, dostrzeżonym nie tylko przez nauczycieli Wyspiana, ale także Komisję Rekrutacyjną Camp Rising Sun. Mamy nadzieję, że przed Weroniką wilka przyszłość.

 

A oto wspomnienia samej stypendystki, Weronik Dwornik. Trzeba przyznać, że potrafi ciekawie pisać!

W styczniu, podczas jednej z lekcji angielskiego, dowiedziałam się, że Profesor Bizukojć wytypowała mnie do udziału w konkursie stypendialnym Camp Rising Sun. Byłam bardzo zaskoczona, gdyż nie przypuszczałam, że na tyle wyróżniłam się czymkolwiek, żeby nominować mnie do udziału w takim programie. Było mi niezmiernie miło, szczególnie wtedy, kiedy dowiedziałam się , na czym to wszystko polega. Zrozumiałam, że otrzymałam ogromną szansę, którą muszę wykorzystać jak najlepiej. Wydawało mi się niemożliwym, że mogłabym dostać się do finałowej dziesiątki, nie mówiąc już o wygranej. Postanowiłam jednak wykorzystać kredyt zaufania, jaki dostałam, i spróbowałam zawalczyć. Sama rekrutacja była bardzo interesująca. Musiałam odpowiedzieć pisemnie na pytania, które  spędzały mi sen z powiek. Okazało się, że nie znam siebie na tyle dobrze, żeby bez problemu opowiedzieć o mojej osobie, określić siebie konkretami. W pewnym momencie to nie sam konkurs był dla mnie najważniejszy, ale właśnie to poszukiwanie odpowiedzi, przed którymi od dłuższego czasu uciekałam. Pozwoliło mi to poukładać sobie pewne rzeczy, a przede wszystkim zastanowić się także nad tym, gdzie chciałabym siebie zobaczyć za kilka lat. W tym roku czeka mnie przecież wybór liceum.
Podobnie było z pisaniem konkursowego eseju na temat: “Wyobraź sobie, że w przyszłości zostałeś uhonorowany za uczynienie świata lepszym. Na podstawie tego, co obecnie jest dla Ciebie ważne, jak myślisz, co zrobiłeś, by zasłużyć na takie wyróżnienie?” Zmusił mnie on do tego, by na chwilę porzucić moje realistyczne podejście do świata, przestać patrzeć na przyszłość jak na coś już z góry określonego, a skupić się na tym, co chciałabym w niej zastać. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to wyjątkowo sztampowo, ale taka mała rzecz naprawdę stała się dla mnie odtrutką na problemy, które sama wyimaginowałam.
Prawdopodobnie dlatego, z chwilą wysłania dokumentów, CRS stał się dla mnie utopią. Nie muszę chyba pisać, jak wielką udręką były dla mnie tygodnie oczekiwania na jakąkolwiek wiadomość od Komisji Rekrutacyjnej, która na moje nieszczęście okazała się bardzo luźno podchodzić do dat zawartych w regulaminie. Dzięki przesuwaniu kolejnych terminów ogłoszenia wyników i nieinformowania nas o tym fakcie, odrzucenie przeżyłam trzy razy. Może dlatego w dniu, w którym rzeczywiście otrzymałam wiadomość o tym, że zakwalifikowałam się do finałowej dziesiątki, wydało mi się to zupełnie nierzeczywiste. Z zaproszenia na drugi etap dowiedziałam się, że na miejscu czeka mnie rozmowa kwalifikacyjna i pisanie eseju na jeden z podanych tematów w języku angielskim. Ta informacja w pierwszej chwili trochę mnie przytłoczyła, gdyż nie wiedziałam, jak poradzę sobie z komunikowaniem się po angielsku w sytuacji stresowej, a przygotować się do tego nie miałam jak. W dniu finału okazało się, że moje obawy były nieuzasadnione. Po wejściu do budynku Domu Profesorskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego stres prawie całkowicie mnie opuścił. Po zobaczeniu poważnych twarzy moich przeciwników stwierdziłam, że i tak nie mam szans, więc postanowiłam spokojnie podejść do sprawy i zaprezentować się tak, abym sama była z siebie zadowolona. Sukcesem było już dostanie się do ścisłej czołówki.
Pierwsza część finału rozpoczęła się pisaniem eseju. Otrzymałam kartkę z sześcioma tematami do wyboru. Nie pamiętam wszystkich, ale niektórymi z nich były min. „Czym jest dla Ciebie odwaga?” „Jeśliby był to Twój ostatni dzień na Ziemi, jak byś go wykorzystał?” „Otrzymujesz dużą sumę pieniędzy, co z nią robisz?”. Po przeczytaniu wszystkich propozycji zdecydowałam się na wybór tematu o odwadze, gdyż stwierdziłam, że tylko na to pytanie potrafię odpowiedzieć stosunkowo konkretnie. Zdałam się także na los, gdyż owo pytanie było pierwszym na liście, a przed wejściem postanowiłam, że jeśli żaden nie będzie mi pasował, biorę pierwszy z brzegu. Okazało się, że pisanie przyszło mi zupełnie naturalnie. Osoby, które będą próbować swoich sił w CRS w następnym roku, chcę uspokoić, gdyż poprawność gramatyczna nie jest brana pod uwagę, a o słówka, których nie możemy sobie przypomnieć, można zapytać komisję. Rzeczą tak naprawdę liczącą się jest myśl, którą będziecie chcieli przekazać. Jeżeli wybierzecie temat, który będziecie mogli rozwinąć tylko w przewidywalny i schematyczny sposób, lepiej zdecydujcie się na inną opcje. Oczywiście, że oryginalność na siłę także nie jest dobrym pomysłem, ale na tym etapie trzeba także myśleć o tym, że musicie się czymś wyróżnić, czymś zaskoczyć. Nie jest to konkurs, w którym za złą odpowiedź odejmują Wam punkty, więc postawcie na odważne wybory i kreatywność.
Kolejnym punktem programu była rozmowa kwalifikacyjna. Osoby przyjezdne miały podobno mieć pierwszeństwo, lecz okazało się, że liczył się wynik przepychanki do kartki, na której można było się zapisać na konkretną godzinę. Nie jestem osobą lubiącą takie sytuacje, więc darowałam sobie zachowywanie się niczym prosię podczas walki o miejsce przy korycie i wpisałam się na jedną z późniejszych godzin. Postanowiłam poczekać na swoją kolej na miejscu, wychodząc z założenia, że takim sposobem będę miała okazję poznać innych finalistów, co od początku było dla mnie bardzo ważne. Niestety, spora ilość osób zdecydowała się pójść na obiad w towarzystwie swoich opiekunów, jednak niektórzy postanowili postąpić podobnie do mnie. Takim sposobem utworzyła się mała, czteroosobowa ekipa, która była grupą wsparcia dla osób wchodzących kolejno na rozmowę kwalifikacyjną. Ciekawostką jest to, że był w niej także chłopiec, który został drugim reprezentantem Polski, więc mogę pokusić się o stwierdzenie, że wspólne oczekiwania przyniosły nam szczęście. Relacja każdej kolejnej przesłuchanej osoby sprawiała, że byliśmy coraz bardziej zdezorientowani. Dowiedzieliśmy się, że Komisja zadawała najróżniejsze pytania, od „Jak byś się zachował, gdybyś zobaczył w lesie niedźwiedzia?” przez „Co sądzisz o sytuacji politycznej w Chinach?” do „Dlaczego uważasz, że globalizacja niekorzystnie wpływa na społeczną mentalność? Czy nie lepiej byśmy się rozumieli, gdyby na świecie istniała tylko jedna kultura?”. Nie mogliśmy przewidzieć, jakiego rodzaju pytanie otrzymamy.
Kiedy przyszła moja kolej i usiadłam przed sześcioosobową komisją, poziom adrenaliny nagle podskoczył. Instynkt samozachowawczy przejął całkowitą kontrolę nad moim organizmem. Chwilami odpowiadałam zupełnie automatycznie, a nagły przypływ pewności siebie w tamtym momencie do dzisiaj jest dla mnie zagadką.
Nie ukrywam, że dużym ułatwieniem były ciekawe pytania, które sprawiły, że podeszłam do tego, jak do jednej z interesujących dyskusji, a nie kolejnego etapu rekrutacji. Camp Rising Sun w rzeczy samej stawia na poznanie osobowości uczestnika i ceni nieszablonowe myślenie, co można było od razu dostrzec. Sama komisja okazała się wyjątkowo miła i przyjazna. Na rozmowę mieliśmy planowo przeznaczone piętnaście minut, jednak moja trwała około pół godziny. Bardzo stresowałam się tym, że nie zmieszczę się w czasie, jednak nawet nie musiałam o nim myśleć. To też dużo mówi o organizacji, która nie była nastawiona na suchą i szybką ocenę uczestnika, ale rzetelny wybór właściwej osoby. Pytania oscylowały wokół moich zainteresowań i planów na przyszłość, a także poglądów na różne tematy. Najczęściej wynikały one z tego, co napisałam w eseju i podczas pierwszego etapu konkursu. Na szczęście ominęło mnie nerwowe szukanie pomysłu na odpowiedź, gdyż poruszane były kwestie, które są mi bliskie. Na gramatyczną stronę mojej wypowiedzi w ogóle nie zwracałam uwagi. Stwierdziłam, że skoro liczy się osobowość, a nie perfekcyjna znajomość języka, to mogę pozwolić sobie na błędy.
Po wyjściu z sali oczywiście byłam z siebie niezadowolona. Tygodniami analizowałam całą rozmowę z komisją i obstawiałam, w którym momencie zostałam wyeliminowana z rywalizacji. Nie pomogła mi informacja o tym, że wyniki otrzymamy później, niż było nam to wcześniej powiedziane. Zdecydowanie bardziej rozdrażnił fakt, iż napisano, że „wyniki otrzymamy do połowy tygodnia”. Moi znajomi zakładali się o to, czym dla Komisji jest „połowa tygodnia”. Wszyscy przegrali. Nikt nie przypuszczał, że prawidłową odpowiedzą będzie sobota, ale czegoż miałam wymagać od organizacji, która propaguje nieszablonowe myślenie. Właśnie tego dnia, otrzymałam informację o tym, że zostałam polską reprezentantką na obóz Camp Rising Sun 2013.
Było to bardzo osobliwe doświadczenie. Spodziewałam się u siebie wybuchu ogromnej radości, łez szczęścia czy chociaż radosnego skakania po pokoju, jednak żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Włączyłam sobie Poznańskie Słowiki w utworze „Alleluja” Haendla, zgodnie z moją osobistą tradycją, kiedy spotyka mnie coś szczęśliwego i spokojnie analizowałam tą sytuacje. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że największe wyzwanie jest jeszcze przede mną. Nie chciałabym zawieść siebie, ludzi, którzy zostali przeze mnie wyeliminowani, osób, które mi zaufały, a szczególnie Pani Bizukojć, która uwierzyła we mnie i przez ten cały czas była nieocenionym wsparciem w każdej sprawie. Wiem, że te siedem tygodni może być okresem, w którym nauczę się wielu rzeczy, rozwinę się w wielu dziedzinach mojego życia, a także poznam wspaniałych ludzi. Podstawą wszystkiego musi być jednak gotowość do stawienia czoła wyzwaniom, rzetelna i solidna praca, a przede wszystkim przyjęcie z otwartymi rękami wszystkiego, co ten czas przyniesie. Mam nadzieję, że wrócę do Polski, czując, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby wykorzystać tę szansę jak najlepiej.