Wyjazd uczniów klas gimnazjalnych do teatru STU na zbierający dobre recenzje spektakl na podstawie słynnej książki Exupery`ego można uznać za udany.

Poniżej przedstawiamy dwie recenzje uczennic klasy 1c – Alicji Baranieckiej i Zofii Janeczko.

13 kwietnia 2016 roku klasy Ia, Ic i IIc o godzinie 7:45 zebrały się pod szkołą, by udać się na wycieczkę do Krakowa do teatru STU na przedstawienie pt. „Mały Książę”. Spektakl oparty był na poetyckiej baśni Antoine’a de Saint Exupery’ego o Małym Księciu.

Do teatru dotarliśmy około godziny 10:30, gdyż zanim do niego poszliśmy, nauczyciele postanowili pokazać nam Wawel i dziedziniec zamku królewskiego.

Na widowni zasiedliśmy o godzinie 11:00, wtedy zaczął się spektakl. Pozytywne emocje wzbudzały: nowoczesny wystrój teatru, scena otoczona z trzech stron widownią, ubogie dekoracje, za to bardzo bogato zdobione stroje aktorów i ich charakteryzacja oraz gra świateł, która odgrywała znaczną rolę w przedstawieniu. W sztuce Małego Księcia grała kobieta, nie było to łatwe, mimo trudności ze względu na płeć, aktorka poradziła sobie z tą rolą zadowalająco. Bohater w swej kosmicznej wędrówce spotyka dziwne istoty – dorosłych. Przedstawiają oni negatywne cechy człowieka. Sens spektaklu opierał się na spojrzeniu dziecka na świat, które demaskuje absurdy, bezsens życia i działania ludzi, którzy nie są idealni. Książę podróżuje po planetach, na których spotyka różne osobistości obce dla niego. Mały Książę jak każde dziecko jest bardzo ciekawy świata i ludzi. Chłopiec dostrzega rzeczy, których dorośli nie widzą, gdyż według niego są zbyt poważni. Książę mieszka na planecie
B-612, czyści swe wulkany oraz co najważniejsze opiekuje się różą. Pielęgnuje ją, podlewa i przykrywa na noc kloszem, by nie było jej zimno; myśli, że róża jest jedyną na świecie. Sam uważa, że jest ona bezbronna, ponieważ ma tylko cztery kolce do obrony przed całym światem. W Małym Księciu można dostrzec wiele empatii, właśnie z tego powodu.

Pod wpływem rozmowy z geografem Mały Książę odwiedził ziemię. Tam dowiedział się, że róża, którą się opiekuje, okłamała go mówiąc, że jest jedyna na świecie. W przedstawieniu występuje pilot, który rozbił się na pustyni. Tam poznaje Małego Księcia. Rozmawiają wiele. Książę opowiada mu swoją historię. Mimo przyjaźni z lisem, którego oswoił i z pilotem, Książę decyduje się wrócić na swoją planetę, ponieważ zrozumiał, że róża była wymagająca i dumna z miłości i strachu, że straci swego opiekuna. Pomaga mu w tym żmija, która go ukąsiła, gdyż był to jedyny sposób, by mógł on wrócić do swojej miłości.

Spektakl wszystkim dostarczył wiele wrażeń i radości. Trwał około godziny, by nie zanudzić widzów, którymi była głównie młodzież. Do Kęt wróciliśmy około godziny 14:20. Wszyscy usatysfakcjonowani wycieczką wrócili do domów.

Alicja Baraniecka, kl. 1c

 

13 kwietnia pod opieką pani Anny Kowalskiej, pani Jolanty Szlachetko oraz pana Wacława Fronta udaliśmy się do Krakowa, aby na deskach Teatru STU obejrzeć spektakl pt. „Mały Książę”, oparty na jedynej powieści w formie baśni autorstwa Antoine’a de Saint-Exupéry’ego.

Tego dnia los nam dopisał, w powietrzu czuć było wiosnę, a słońce jasno świeciło. Żeby nie tracić czasu w tak pięknym mieście, udaliśmy się na Wawel. Tam odwiedziliśmy  niemal bliźniacze kaplice – Zygmuntowską, z pokrytą złotem kopułą, i Wazów, nieco uboższą, a także obszerny dziedziniec w stylu renesansowym.

Później ruszyliśmy spacerem na aleję Zygmunta Krasińskiego. Większość z nas gościła tam po raz pierwszy. Już na samym początku teatr pozytywnie nas zaskoczył. Po wejściu zobaczyliśmy czarne ściany, a na nich niezwykłe, dodające uroku zdjęcia aktorów. Nie były to jednak zwykłe zdjęcia – każde z nich wyglądało jak osobne dzieło sztuki. W tymże pomieszczeniu zaczekaliśmy na rozpoczęcie przedstawienia.

Po wkroczeniu na salę spotkało nas kolejne zaskoczenie. Nie ujrzeliśmy bowiem tradycyjnej sceny i widowni. Wielu z nas natomiast ich wygląd zadziwiająco przypominał teatr elżbietański. Po obu stronach podwyższenia, jak i na wprost odpowiednio ułożone były miejsca siedzące. Na bocznych ścianach zawieszone były duże ekrany. Widzieliśmy też galerie i zdobiące je piękne kolumny – kolejny element nawiązujący do teatru angielskiego z czasów królowej Elżbiety.

Spektakl rozpoczął się o wyznaczonej porze i już niedługo znaleźliśmy się na Saharze razem z pilotem w rozbitym samolocie. W tej roli Marcin Borowiec opowiedział nam o swoim spotkaniu z Małym Księciem. Bardzo żywo przybliżał widzom swoją historię, jego głos ciągle się zmieniał, mówił z przejęciem, niejednostajnie. Tytułowego bohatera grała Agata Woźnicka i świetnie poradziła sobie z tą rolą. Nawet jej chichot był dopasowany do postaci dziecka, nie martwiącego się „dorosłymi” konfliktami, mającemu swój własny świat i własne, małe problemy, które mimo wszystko nie były wcale małe. Sztuka opowiadała o przyjaźni, miłości i o ludziach oddalających się od ludzi, zajętych ważnymi rzeczami, podczas gdy prawdziwie istotne sprawy znajdowały się tak blisko. Szukali jakiegoś sensu, dążyli do celu po trupach, stracili świat, który był dookoła i starali się znaleźć go gdzieś daleko, może nawet zapomnieli o nim. Podczas przedstawienia padło bardzo wiele mających znaczenie cytatów, które warto usłyszeć.

Tu mogę wspomnieć o kolejnym podobieństwie do teatru elżbietańskiego – dekoracji praktycznie nie było, a najważniejszą rolę grały efekty świetlne. Stroje aktorów były idealnie dopasowane do charakteru bohaterów i ich zajęć. Tym, co mi się nie spodobało, były obrazy wyświetlane na ekranach po bokach sceny. Teatr to teatr i nie przychodzi się tam po to, żeby obejrzeć martwe obrazki za szybą telewizora.

Po skończonym spektaklu udaliśmy się na przystanek, aby zaczekać na autobus. Tam zakupiliśmy krakowskie precle i odjechaliśmy do Kęt. O godzinie 14.30 byliśmy już pod szkołą i pożegnaliśmy się, pełni pozytywnych wrażeń.

Zofia Janeczko, kl. 1c